
Białko białku wcale nie jest równe. Postęp genetyczny, zmieniająca się wydajność i zdrowotność krów mlecznych wyznaczają nowe standardy chowu. Wciąż jednak to żywienie, oparte na tym składniku, stanowi główny filar produkcji zwierzęcej. Co jest faktem, a co mitem? Wątpliwości rozwiewa Stanisław Jamka, główny doradca ds. żywienia firmy Ewrol.
Za nami V Forum Rolników i Agrobiznesu – jedno z najważniejszych branżowych wydarzeń minionego roku, na którym przeprowadził pan prelekcję dotyczącą roli białka chronionego w żywieniu bydła. Dlaczego właśnie ten temat został podjęty na Forum?
Stanisław Jamka: Pierwszy i jednocześnie podstawowy problem, który dostrzegam w trakcie rozmów z hodowcami, a także podczas wizyt w gospodarstwach, obok roli energii w dawce, dotyczy znaczenia białka w żywieniu krów mlecznych. Wielu rolników wciąż nie wie, że wyróżniamy dwa rodzaje tego składnika: białko jelitowe i żwaczowe. Oba są niezbędne do utrzymania wysokiej wydajności i zdrowotności stada. Często słyszę: „przecież białko to białko”. Otóż nie...
To także jeden z mitów, który został obalony podczas szkoleń w ramach Akademii Gospodarza.
SJ: Oczywiście. Genetyka zwierząt rozwija się w niesamowitym tempie. Najlepsze sztuki są w stanie produkować więcej, niż 14 000 litrów mleka rocznie. Zmienia się wydajność i obciążenie krów, co stanowi coraz większe wyzwanie dla hodowców. Mimo to żywienie nadal jest głównym elementem tej układanki. Niewłaściwe ilości lub proporcje białka żwaczowego i jelitowego w dawce wpływają na problemy z rozrodem, spadek produkcji oraz niższą zdrowotność stada – czyli wszystko to, co składa się na skuteczny i opłacalny chów. W Akademii Gospodarza, wspólnie z zespołem ekspertów, dzielimy się wiedzą i doświadczeniem – obalamy mity, aby temu zapobiec.
Również te krążące w internecie?
SJ: Zwłaszcza te...(śmiech)
W jaki sposób białko chronione wpływa jednocześnie na zdrowie, wydajność i cielność krów?
SJ: Ten typ białka omija żwacz i trafia prosto do jelita. Mówiąc wprost – już na wejściu zapewniamy zwierzętom oszczędność energetyczno-białkową. Oznacza to, że nie włącza się cały proces metaboliczny, a białko wykorzystywane jest bezpośrednio do produkcji mleka (już do 4 godzin po podaniu) lub uzupełnienia niedobór w organizmie, który ogranicza skuteczność inseminacji. Pamiętajmy, im większy potencjał produkcyjny, tym bardziej wzrasta deficyt w pobraniu suchej masy przez krowę, stąd tak wiele mówi się o optymalnym zbilansowaniu dawki pokarmowej i tak ważna jest wspomniana oszczędność energetyczno-białkowa.
Problem jest zatem bardzo poważny...
SJ: Zdecydowanie tak! Przyjmijmy, że krowa o wadze 650-700 kg pobiera 25 kg suchej masy i może wyprodukować 50 litrów standaryzowanego mleka. Uzyskanie wydajności na takim poziomie przy użyciu tradycyjnych komponentów – które są w ok. 80% rozkładane w żwaczu, zwiększa poziom mocznika w organizmie do 300-350 jednostek.
Co to oznacza dla hodowcy?
SJ: Wysokie stężenie mocznika zmniejsza produkcję progesteronu – hormonu, który odpowiada za utrzymanie ciąży. W konsekwencji dochodzi do poronienia i zaburzenia cyklu rozrodczego.
Czy mógłby Pan wskazać konkretnym przykład. Jak wprowadzenie białka chronionego wpłynęło na jakość produkcji?
SJ: W żywieniu bydła nie można stosować rewolucji – to nadrzędna zasada, dlatego białko chronione należy dostarczyć do dawki umiejętnie. Jeżeli hodowca będzie podmieniał nie więcej niż 1 kg suchej masy w ciągu tygodnia, wtedy może spać spokojnie. Po wprowadzeniu odpowiedniego komponentu białkowego – prawidłowo zbilansowanego pod względem białka żwaczowego i jelitowego (w miejsce tradycyjnego), w ciągu tygodnia zaobserwujemy obniżenie poziomu mocznika o 30-40 jednostek. Przy podmianie kolejnego kilograma w takiej samej proporcji, możemy spodziewać się spadku poziomu mocznika o kolejne 30 jednostek.
A co z wydajnością?
SJ: Odbijam pytanie. Co najczęściej słyszysz od hodowców, gdy jest mowa o wydajności i zdrowotności stada?
Najczęściej hodowcy twierdzą, że większa wydajność za każdym razem odbija się na zdrowiu krów, a przecież nikogo nie stać na straty w stadzie.
SJ: Ja niestety też wielokrotnie słyszę właśnie taką odpowiedź... i w tym miejscu musimy oddzielić „grubą kreską” prawdę od mitu. Jeżeli hodowca dostarcza w dawce tylko białko żwaczowe, wzrost wydajności przełoży się na pogorszenie kondycji i zdrowia zwierząt – to fakt. Natomiast wnosząc część białka wprost do jelita, nie obciążymy wątroby i pozostałych narządów.
Idąc dalej, zdrowa krowa to krowa, która się zaciela
SJ: Dokładnie tak! Raz jeszcze powtórzę, to nieprawda, że wysoka wydajność nie idzie w parze ze skutecznym rozrodem. Odpowiedni rodzaj i poziom białka, tłuszczu, witamin oraz składników mineralnych w dawce pokarmowej stymulują „bezpieczną” produkcyjność zwierząt. Bezpieczną, czyli taką, która nie pogarsza zdrowotności stada. Przy odpowiednim żywieniu można więc pogodzić wysoką wydajność mleczną ze skutecznym rozrodem.
Wspomniał pan o tłuszczu w dawce pokarmowej. Do niedawna był to temat dość kontrowersyjny...
SJ: Powiedziałbym, że do dziś tłuszcz w dawce pokarmowej wzbudza różne odczucia wśród hodowców. 20-30 lat temu przy niskich wydajnościach mlecznych i braku właściwych produktów na rynku stosowanie go w żywieniu zwierząt gospodarskich faktycznie było niepotrzebne, a nawet dość ryzykowne. Jednak przy dzisiejszych możliwościach produkcyjnych krów to niezbędny element w żywieniu wysokowydajnego stada.
Dlaczego jest on tak ważny we współczesnej hodowli?
SJ: Zachowanie odpowiedniego bilansu energetycznego w cyklu produkcyjnym, gdzie wydajności krów utrzymują się na poziomie 30-40 kilogramów mleka, jest bardzo trudne i niemożliwe bez odpowiednich komponentów paszowych. Konsekwencją słabego zaopatrzenia krów w energię będą choroby metaboliczne w stadzie, uszkodzenia wątroby, a także problemy z rozrodem m.in. wczesne lub późne zamieranie zarodków, problemy z wycieleniem, nieskuteczna inseminacja itp. Dlatego konieczne jest uzupełnienie energii za pomocą bezpiecznych komponentów zawierających tłuszcz chroniony.
Czyli tłuszcz tłuszczowi też nie jest równy?
SJ: Zgadza się! Powszechnie stosowane na rynku, tradycyjne pasze i koncentraty są wzbogacane o energię w wyniku natłuszczania. To nic innego, jak wprowadzenie do żwacza 100-200 g oleju w formie płynnej. Inaczej mówiąc, to energia powierzchniowa, a olej dodany do komponentu nie jest trwale związany z żywieniem.
Jak w taki przypadku przebiega proces trawienia w żwaczu?
SJ: Olej pływa po powierzchni żwacza. Na niej znajduje się mata złożona z niestrawionego włókna. Żwacz ma ruch pionowy i poziomy. Ten pierwszy powoduje nanoszenie na matę bakterii, które mają za zadanie przenikać tę matę i trawić celulozę. Jeżeli mata będzie pokryta filtrem olejowym, który pochodzi z produktu natłuszczanego olejem wówczas utrudniamy trawienie. Bakterie żwaczowe nie metabolizują oleju, co uniemożliwia prawidłowy rozkład włókna, w wyniku tego bakterie celulolityczne giną.
Skoro natłuszczanie szkodzi, to w jaki sposób hodowca powinien dostarczyć energię, która jest niezbędna przy dzisiejszych wydajnościach?
SJ: Tak jak już mówiliśmy – tłuszcz tłuszczowi wcale nie jest równy. Zupełnie inaczej przebiega proces trawienia i wykorzystania tłuszczu, który jest cały czas związany z masą nasion będących surowcem paszowym, czyli tłuszczem chronionym procesem obróbki, niż w przypadku wspomnianego natłuszczania. Mówiąc kolokwialnie, tłuszcz „nie wylewa się” się z nasion. Zasobne źródło białka i energii stanowią soja i rzepak. Aby wykorzystać pełen potencjał tych roślin w żywieniu zwierząt, muszą one zostać poddane specjalistycznej obróbce barotermicznej, która wyeliminuje szkodliwe substancje antyżywieniowe. a także zapewni „bezpieczny” tłuszcz i białko w dawce pokarmowej.
W jaki sposób obróbka nasion wpływa na jakość tłuszczu?
SJ: Podam konkretny przykład. W energetyczno-białkowym komponencie białkowym – Protinie Fat, nasiona soi podlegają wieloetapowej obróbce. Dzieje się to wyłącznie przy wykorzystaniu procesów fizycznych i termicznych, bez udziału substancji chemicznych. Zastosowanie odpowiedniej temperatury i użycie pary wodnej gwarantuje zachowanie rewelacyjnej strawności białka oraz aminokwasów, szczególnie tych egzogennych, tak cennych i niezbędnych w żywieniu zwierząt monogastrycznych. Co więcej, cały tłuszcz, który zawierają nasiona soi, zostaje zachowany. Proces obróbki nadaje mu tylko lepszą przyswajalność. Jest to niezwykle istotne w przypadku najmłodszych grup zwierząt. Ponadto brak chemicznych substancji, które standardowo używanych w procesie ekstrakcji oleju wpływa na smakowitość i apetyczny zapach paszy. To wszystko dzięki odpowiedniej obróbce.
Można powiedzieć, że soja i rzepak to nieoszlifowane diamenty w produkcji zwierzęcej.
SJ: Trafne porównanie.
Zatem mamy temat na kolejną rozmowę... wracając do tłuszczu, jakich argumentów używa pan w rozmowie z hodowcami, którzy wciąż twierdzą, że składnik ten szkodzi krowom?
SJ: Nie potrzebuje żadnych wyniosłych słów. Wyciągam kalkulator i przeliczam. W 30 kg kiszonki z kukurydzy znajduje się średnio 12 kg suchej masy. Jeżeli pomnożymy to przez 40 g tłuszczu, wychodzi 480. To oznacza, że wysokowydajnej krowie podajemy 480 g oleju kukurydzianego. Więc w jaki sposób krowie może zaszkodzić tłuszcz naturalnie zawarty w sojowych lub rzepakowych komponentach paszowych na poziomie ok. 190 g?
W ten sposób obaliliśmy kolejny mit.
SJ: Powiem więcej, nawet jeżeli podamy w dawce 1 kg sojowego komponentu energetycznego, takiego jak Protina Fat, wówczas przechodząc przez żwacz, co godzinę produkt uruchamia 8% naturalnego oleju. 8% ze 190 g to?
Tak zwana wyższa matematyka...
SJ: Wychodzi 15 g. Ponawiam pytanie, w jaki sposób 15 g może negatywnie oddziaływać na 180 litrów treści żwacza? Nie ma takiej możliwości...
Dziękuję za rozmowę
(ab)
KOMENTARZE (0)